Adoracja Pana Jezusa wystawionego na Eucharystycznym Tronie w naszym klasztorze jest dla mnie najpiękniejszą chwilą zarówno dnia jak i nocy. Jest także umocnieniem w podążaniu za Jezusem drogą rad ewangelicznych, nadaje sens mojemu zakonnemu życiu.
Jeszcze przed wstąpieniem do klasztoru również dużo się modliłam. Chodziłam na adorację do kościółka kolejowego w Sosnowcu – miejscowości, w której się urodziłam i wychowałam. Wtedy to czułam się jak ewangeliczna Maria wpatrzona w Mistrza. Był to czas wytchnienia, odpoczynku od pracy i stawiania Jezusowi pytań o cel i sens mojego życia.
Moje serce od zawsze tęskniło do adoracji Jezusa, choć wówczas jeszcze nie potrafiłam pogodzić codziennych zajęć z kontemplacją. Myślę, że Pan Jezus powoli przygotowywał mnie do tego, bym była Jego adoratorką. Pokazywał mi przyszłą drogę mego życia i odkrywał przede mną moje powołanie.
W lipcu 2003r. pojechałam na rekolekcje do Olsztyna koło Częstochowy. Było tam dużo czasu na adorację. Wtedy to podczas jednej z takich chwil modlitwy przed Najświętszym Sakramentem poczułam w sercu, że powinnam poświęcić swoje życie Jezusowi, aby Go adorować w klasztorze kontemplacyjnym, aby składać Mu nieustannie hołd czci i uwielbienia za Jego tak bliską obecność wśród nas i wynagradzać za ludzką oziębłość i zniewagi, których doznaje. Pod natchnieniem Ducha Świętego wybrałam klasztor Sióstr Klarysek od Wieczystej Adoracji w Kętach. Teraz mogę powiedzieć podobnie jak św. Augustyn: „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”, dopóki nie spocznie przy Sercu Jezusa Eucharystycznego.
Dopiero w klasztorze odnalazłam w pełni szczęście. Czuję się na właściwym miejscu. Skoro Pan Jezus wybrał mnie i powołał do tego, bym była Jego adoratorką, każdego dnia odpowiadam Mu „fiat” podobnie jak Maryja i uczę się wiernie iść za Nim, aby dostąpić łaski zjednoczenia z Nim w miłości. Na wyznaczone godziny adoracji idę do naszej klauzurowej kaplicy z radością – wiem bowiem, że czeka tam na mnie Jezus. Nie mogę się doczekać spotkania z Nim.
Klęcząc u stóp Najświętszego Sakramentu odmawiam najpierw w imieniu Kościoła oficjalne modlitwy: „Magnificat” i „Akt Adoracji”. Potem przedstawiam mojemu Oblubieńcowi prośby innych osób, które mi zaufały – czuję się za nie odpowiedzialna. Następnie dziękuję Jezusowi za każde dobro od Niego otrzymane, bowiem nieustanne dziękczynienie to jest szczególny rys mojego zakonnego powołania. Zresztą sama adoracja jest przedłużeniem Mszy Świętej – Eucharystii, która jest dziękczynieniem. Dlatego podczas adoracji Najświętszego Sakramentu tak bardzo ważny jest ten element dziękczynienia. Czasem sięgam po księgę Pisma Świętego, czytam jakiś fragment, rozważam, a potem po prostu trwam przed Jezusem w milczeniu i pokoju serca i patrzę na Niego, czyli Go kontempluję. Wówczas Pan Jezus – „Wspaniały Dawca Miłości” – napełnia moje serce Sobą i mogę cieszyć się Jego miłującą Obecnością i doświadczeniem Jego przyjaźni.
Bogu niech będą dzięki przez Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie!
s. Maria Kamila od Miłosierdzia Bożego